środa, 14 listopada 2018

Dzień 0 - Nowa Zelandia czyli Iran czyli jednak Madagaskar

Wiele się przez ostatnie dwa lata wydarzyło. Oj bardzo wiele:)

Jednak nadchodzi taki moment, kiedy każda komórka mojego ciała czuje zbliżającą się przygodę. To właśnie dziś zaczynam upychać w plecaku rozkładane pieczołowicie przez ostatnie dni rzeczy przygotowane na zbliżającą się wyprawę.

Będzie inaczej, bo krócej. Ale o tym za chwilę.

Wyprawy Trzynastu trwają już od prawie dekady. Przez ten czas stworzyliśmy niesamowitą braterską więź, jesteśmy czymś więcej niż przyjaciółmi. Jak to ktoś kiedyś powiedział - Trzynastu to rodzina z wyboru. I dlatego też każde nasze spotkanie w większym gronie jest świętem do którego podchodzimy z niesamowitą ekscytacją. A ukoronowaniem są zawsze wyprawy w egotyczne miejsca, które staramy się organizować mniej więcej co dwa lata i zawsze na conajmniej trzy tygodnie.

Tym razem plecak pakuje  na Madagaskar. Na wyspie czeka nas ciepły, równikowy klimat, endemiczna przyroda której najbardziej znanym przedstawicielem są Lemury oraz Baobaby. Zanim jednak opowiem czego spodziewam  (bo planu nie znam do dziś:) warto wspomnieć słów kilka dlaczego w ogóle za 24h wylądujemy na Madagaskarze....

A więc (nie zaczyna się zdania od więc) chyba jestem za to odpowiedzialny. A nawet gorzej. Nawet nie odpowiedzialny, bo to się wiąże z jakimś nimbem powagi. Ja po prostu jestem temu winien:) Zaczajmy zatem od początku.




Po wymagającej, ale absolutnie niewiarygodnej wyprawie do Patagonii w styczniu 2017 roku Blog wyprawa Patagonia której esencją jest dla mnie ten film Dzien 2 Patagonia Ushuaia postanowiliśmy utrzymać rytm wypraw co dwa lata.  Podjęliśmy decyzje, że dokładnie dwie zimy później znów oddamy się prowadzeniu Krzyża Południa i odwiedzimy miejsce najbliższe memu sercu, a zarazem Polsce najdalsze - Nową Zelandię. I to na naprawdę długo. I wszystko było by ok gdyby nie mała zmiana w prywatnych planach organizatorów -  Popka i moich. W dużym skrócie musimy przełożyć Nową Zelandię na kolejną zimę. Aby nie mieć za długiej przerwy w okolicach maja zrobiliśmy "naradę wojenną" i wyznaczyliśmy termin listopadowy oraz nowy cel wyprawy - Iran. Rezerwowo Madagaskar. I tak sie złożyło że sytuacja w Iranie zrobiła się mówiąc delikatnie średnio turystyczna co w pewnym sensie rozwiązało nam jedne problem i stworzyło kolejny. Upłynęło tyle czasu że właściwie organizacja czegokolwiek na ten sezon na Madagaskarze bylo niemożliwe, najbliższe terminy - proszę zadzwonić w 2020.

Kilka słów wyjaśnienia. Madagaskar jest specyficzny. Niektóre rzeczy naprawdę trzeba zaplanować wcześniej. Przykładowo  na tej wyspie rozciągającej się na ponad 3 tys kilometrów działają linie lotnicze ale kompletnie losowo. Przez prawie połowe doby jest ciemno (równik) a w nocy nie ma zwyczaju podróżowania w ogóle. Dodatkowo nie można wynająć samochodu bez kierowcy itp itd. Bez planowania podstawowych elementów można na dwa tygodnie utknąć na lotnisku:)

Tu trzeba przyznać bezspornie, że sytuację uratował Tabi. Jakieś dwa miesiące temu wziął sprawy w swoje ręce i siedział na skype z jakimiś ludźmi i ich urabiał aby nam jednak pomogli chociażby z transportem. urobił pogadał, wyznaczył plan, zebrał zaliczki... przelał pieniądze... i...

nastąpiła wielka, tygodniowa cisza...
... zwana też "wariantem nigeryjskim".

Czyli że nas ktoś wydymał bo wysłaliśmy pieniądze "Panu ze Skajpa"

....śmiechu (przez łzy) było co nie miara i już byliśmy gotowi robić alternatywną wyprawę do Radomia za resztę budżetu ,ale w pewnej chwili milczący od dawna telefon Tabiego nagle się odezwał. I sprawy ruszyły do przodu. Mamy samochody, mamy jakiś przelot (chyba) i mamy lokalnego przewodnika.

Szybki komunikat, kupujcie bilety lotnicze. Obojętnie jak, ale macie być najpóźniej w połowie dnia 16 listopada w stolicy Madagaskaru czyli Antananarivo. (to nie dotyczy Dymitra bo ten gość na hasło wylot kupuje bilety bez pytania o cenę  godzinę i trasę, wiec tym razem Dymitr przyjedzie ostatni, wieczorem, ale za to się zasiedzi na nurkowaniu pewnie z miesiąc po nas. Coż, każdy ma tak w życiu jak sobie ułoży:)

Plecaki zapakowane. ciuchy lekkie, lekki śpiworek, hamak rozkładany, moskitiera, kapelusze, czapki na słońce i wysokie buty, garść podstawowych lekarstw (słynne MALARONE które Piecu bierze nawet jadąc do Berlina - tak na wszelki wypadek:), przybory osobiste. Lekarze (Tabi, Niko) biorą zaawansowane apteczki, kto ma bierze telefony satelitarne. 
Mój plecak to w sumie niecałe 12kilo bagażu, aż kusi aby nadać jako podręczny - zobaczymy co na to Lufthansa:)

Ostatnia noc w domu za nami, przed nami kilka lotów, część leci przez Paryż, część przez Etiopię. Za kilka godzin zaczniemy spotykać się na lotniska. Zaraz wyruszamy.

Ale cie ciesze!

Z pozdrowieniam,

Wasz "ubogi literat"
Grzybek

A tu linki do blogów naszych poprzednich wypraw:

https://trzynastu.blogspot.com          (2009) Peru i Boliwia (2009)
https://wyprawa2012.blogspot.com  (2012) Birma Laos Kambodża Tajlandia
https://trzynastu2014.blogspot.com  (2014) Namibia, Zimbabwe, Uganda i na deser Istabbuł
https://trzynastu2017.blogspot.com  (2017) Patagonia  + Videoblog Tomka

PS. Jednak udalo sie zapakować w podręczny (!)









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz