Dzis rowniez bedziemy podrozowac samolotem, tym razem jednak nie zawracamy rejsówek, ale podobno na spokojnie polecimy malym samolocikiem z Diego Suarez do Antananarivo. Pobudka przed szósta rano, kawa i po wertepach na lotnisko...
A tam pierwsze zaskoczenie na widok naszego dzisiejszego środka transportu...
Odprawa profesjonalna :))) w koncu jakis Boarding Pass
Niko ktory jest licencjonowany pilotem robi dodatkowy przeglad samolotu przed startem.
Nasz samolot to nie Kukuryznik, ale Cesna w wersji .. carawan ( bardzo optymistyczna nazwa). Piloci i z RPA ze smiesznym akcentem rozkładaja bagaż pod podwoziem, pamiatkowe selfie (mamy nadzieje ze nie ostatnie) i lecimy...
Wrazenia niesamowite...
Na malawnicza wyspe Nosy Be lecimy ok 45 minut. Tam planowane jest miedzyladowanie. Niestety to takze moment w ktorym zegnamy sie na tej wyprawie z Seba, Wojtasem i hipopotamo-Dymitrem. Chłopaki zostaja jeszcze na Madagaskarze kilka dni na nurkowaniu...
Z pograzonego w upalnym letargu lotniska Nosy Be zabiera ich cywilny samochod gdzies w kierunku rajskich plaż. Mam nadzieje ze podesla nam kilka zdjec lub moze cos napisza nawet na bloga :)
Samolot sobie odpoczywa, a my zbieramy sie w dalsza podroz. Robi sie ciasno z czasem i nie wiemy czy zdazymy na czas do Antananarivo, gdzie reszta Trzynastu musi zlapac swoje loty do Europy...
Cesna idzie jak szalona, choc czas nie wyglada optymistycznie. Na szczescie leci z nami Niko ktory opowiada co sie dzieje na przyrzadach, i jakim trzeba byc leszczem zeby nie trafic samolotem w tak prosta radiolatarnie :) jest epicko!
W koncu odciazony samolot zaczyna zbierac sie do ladowania...
Z pasa startowego od razu zabierani jestesmy do “biura z widokiem” w ktorym gotowka rozliczamy sie za bilety na nasz samolocik
... po drodze przechodzac przez rodzaj “wybieralni samolotów” :)
Rzutem na tasme doslownie wbiegamy na lotnisko miedzynarodowe i łapiemy nasz samolot do Etiopii...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz